Polscy kierowcy do zdyscyplinowanych nie należą. Na rodzimych drogach pozwalają sobie na zbyt wiele. Wyjeżdżając jednak poza granicę swego kraju zmieniają się nie do poznania. Co sprawia, że tak się dzieje? Czy europejskie ograniczenia prędkości są mniejsze niż u nas? Otóż nie. Limity prędkości w Europie wcale nie są łagodniejsze niż w Polsce. Wręcz przeciwnie. Zdarza się nawet, że po ulicach niektórych krajów trzeba jeździć wolniej. Ogólnie rzecz biorąc, Europa ma w miarę jednolite przepisy kodeksu drogowego. Mniej więcej te same zachowania są w nich zabronione i karane mandatami. Z punktu widzenia Polaków, mandaty w niektórych krajach są bardzo wysokie, w innych z kolei śmiesznie niskie. Mocno po kieszeni biją mandaty płacone w euro, po przeliczeniu na złotówki dają całkiem konkretne kwoty. Podobnie ma się rzecz z prędkością. Do norm europejskich w tym zakresie, Polska dołączyła w 2010 roku. Poruszając się po Francji, Niemczech czy Hiszpanii, wjeżdżając w teren, na którym znajdują się budynki, musimy zwolnić do 50 km/h. Trzeba też uważać na strefy, w których ruch kołowy jest ograniczony i nie każdym autem można tam wjechać. Strefy takie znajdują się zazwyczaj w najstarszych częściach dużych miast. Przemieszczając się między miejscowościami, czyli jadąc po terenach nie objętych zabudową, w większości państw starego kontynentu możemy docisnąć pedał gazu i jechać z prędkością 90 km/h. We wszystkich krajach Europy znajdują się sieci autostrad i dróg ekspresowych. Na tych drogach jeździmy od 120 km/h do 140 km/h. Różne państwa stosują tu różne limity. W niektórych krajach osobne limity dotyczą dróg wielopasmowych. Przeważnie po drogach tych można jechać nie szybciej niż 100 km/h. Przemierzając Europę samochodem zawsze i wszędzie trzeba uważnie spoglądać na znaki. Ogólne ograniczenia prędkości to jedno. Czymś innym są okresowe ograniczenia, stosowane w wyjątkowych sytuacjach, takich jak uszkodzona nawierzchnia, remont drogi czy inne zdarzenie na drodze.